Łowiska / Piotr Motyka / Skandynawia
W poprzedniej części opisałem nieduże oczka zlokalizowane na torfowiskach i bagnach, które są niejednokrotnie znakomitymi łowiskami pstrągów. Teraz pragnę poświęcić parę zdań jeziorkom nieco większym, ale również zaliczanym do ogólnej kategorii łowisk raczej kameralnych. Łatwo się domyślić, że jest ich w całej Skandynawii wielka mnogość.
Mam na myśli naturalne jeziora o powierzchni kilku lub kilkunastu hektarów, no w niektórych przypadkach może nawet kilkudziesięciu – ale zawsze bliżej dwudziestu niż stu. Są położone niemal zawsze w lasach, w pięknej scenerii, często otoczone skałkami lub wysokimi brzegowymi skarpami, ich płytsze rejony – głównie w strefie przybrzeżnej – porastają niezbyt obfite trzciny, a w wodzie spotkamy spore obszary porośnięte grążelami i liliami wodnymi. Woda jest oczywiście bardzo czysta, ale jej odcień – jak to zwykle w Skandynawii bywa – ciemny, rdzawobrunatny.
Jeziorka takie są wprost wymarzonym celem dla wędkarzy, pod warunkiem, że żyje w nich spora populacji ryb. Zdarzają się oczywiście takie „perełki”, w których żyje dużo ryb dzikich, pochodzących z naturalnego tarła, jednak bardzo często wody tego typu są dodatkowo zarybiane – pstrągiem potokowym, tęczowym czy palią.
W zimnej i czystej wodzie ryby łososiowate czują się dobrze i są aktywne przez cały rok, można je zatem łowić nawet zimą spod lodu. Jednak ja preferuję zdecydowanie sezon letni, gdy mogę wybierać pomiędzy takimi metodami połowu, jak spinning czy sztuczna mucha. Bardzo często gospodarze – najczęściej gminne kluby wędkarskie, które dbają o systematyczne zarybienia, inwestują również w wędkarską infrastrukturę nad wodą, jak wiaty, pomosty, grille, a nawet łodzie wiosłowe. Podobnie czyni wielu prywatnych właścicieli. Daje to szansę na bardzo komfortowe łowienie, a po jego zakończeniu na upieczenie świeżej ryby na ognisku i chwilę relaksu.
Z jeziorek korzystają więc głównie wędkarze miejscowi, szczególnie w weekendy, niemniej przybywający tam turyści zagraniczni, których podstawowym celem jest szczupak (Szwecja, Finlandia) lub ryby morskie (Norwegia), mogą również po zrobieniu małego rozeznania wytypować w okolicy jakieś dodatkowe kameralne łowisko pstrągowe, które może być odskocznią na kilkugodzinny bądź nawet całodzienny wypad. Szczególnie, gdy wiatr nie pozwoli wypłynąć na podstawowe łowisko – duże jezioro czy morze. Małe, ukryte w lesie jeziorko, nie jest narażone na powstanie wysokiej fali i wędkować na nim można praktycznie przy każdej pogodzie.
Oczywiście zawsze warunkiem jest dotarcie do gospodarza i zakup stosownej licencji.
Taka wycieczka na pstrągi może być źródłem wielkich emocji i wspaniałych trofeów. Niekiedy zaskakująco okazałych. W każdym razie pstrągi kilkukilowe nie są rzadkością. Szczególnie warto spróbować w specjalistycznych ośrodkach wędkarskich, jakich jest wiele głównie w Szwecji, które oferują na wędkowanie w kilku różnych jeziorkach pstrągowych, oddalonych od siebie od kilkuset metrów do kilku kilometrów, a do tego zapewniają noclegi w wygodnych domkach campingowych, wynajem łodzi, posiadają też często na terenie bazy sklep wędkarski ze skutecznymi na danej wodzie przynętami, w tym rozmaitymi modelami much. Przykładem takiego ośrodka jest Risebo – pstrągowa baza zlokalizowana nieopodal szkierowych łowisk Gamleby czy Valdemarsvik. Spędzić można tam nie tylko jeden dzień, ale nawet kilka dni albo cały tydzień, zmieniając codziennie jezioro.
Ośrodki takie dbają nie tylko o to, aby w wodzie nie tylko było wiele ryb, ale również o to, aby było odpowiednio dużo sztuk okazowych. Na porządku dziennym są tam pstrągi 2- czy 3-kilogramowe, ale raz na jakiś czas padają ryby znacznie większe, dochodzące nawet do masy 5-7 kilo.
Jestem wielkim fanem takich łowisk. Praktycznie zawsze, planując wyjazd w jakieś miejsce, szukam w okolicy dodatkowych jeziorek pstrągowych. Po prostu uwielbiam ryby z płetwą tłuszczową, a warunki, w jakich łowi się je w Skandynawii oraz tamtejsza nieskażona i piękna natura, a do tego panujące wokół absolutna cisza i spokój, stawiają przy takich wędkarskich przygodach znak najwyższej jakości. Zwiedziłem już ze trzy dziesiątki takich łowisk – zarówno w Szwecji, jak i Finlandii czy Norwegii. I nie wiem czy kiedykolwiek czułem się rozczarowany, a jeśli już, to w bardzo nielicznych przypadkach.
Szczególnie upodobałem sobie jeziorko Herrgölen w rejonie Kinda, zasobne w naprawdę grube tęczaki, a także dwa jeziora z paliami w dalekiej Laponii, nieopodal Arvidsjaur. Złowiłem tam moc ryb (w tym piękne okazy) i przeżyłem wiele niezapomnianych chwil. Często przed zaśnięciem, marząc o nowych wędkarskich przygodach, przypominam sobie zapach własnoręcznie złowionego pstrąga, grillowanego przy dymiącym ognisku i smak gorącej herbaty pitej z drewnianego lapońskiego kubka. Kieruje to moje myśli w stronę moich ulubionych pstrągowych jeziorek i nie mogę się już oprzeć, aby nie pojechać tam znowu w kolejnym wędkarskim sezonie.
Piotr Motyka
Witam serdecznie wszystkich Wędkarskich Podróżników!
Nazywam się Piotr Motyka i jestem gospodarzem oraz redaktorem tego bloga.
Na blogu znajdziecie wiele moich tekstów, zdjęć oraz reportaży, ale także materiały autorstwa moich Kolegów „po kiju”. Część z nich prezentowana jest również na stronie fishingexplorers.com, inne tylko tutaj. Tematem są wędkarskie podróże, a wszystko adresowane jest do ludzi, którzy tak jak my je kochają.
Zapraszam serdecznie!