Wędkarskie ciekawostki / Piotr Motyka
Ta przykra przypadłość bywa dotkliwa również dla wędkarzy. Potrafi skutecznie uprzykrzyć połowy, a szczególnie wrażliwym – w pewnych warunkach nawet całkowicie je uniemożliwić. Czym jest i jakie jest na nią lekarstwo?
Choroba morska jest odmianą choroby lokomocyjnej, zwanej kinetozą lub chorobą ruchu. Powstaje w wyniku braku zgodności pomiędzy sygnałami wzrokowymi i odczuciami błędnika odbieranymi przez mózg. Często dzieje się tak, że podczas rejsu łodzią, ale również jazdy samochodem czy lotu samolotem, wzrok nie odbiera zmiany otoczenia, jednak błędnik, jako narząd równowagi, odbiera zmiany położenia ciała. Sprzeczne sygnały dla mózgu wywołują zaburzenia w funkcjonowaniu organizmu, których najczęstszymi objawami są:
Człowiek poważnie dotknięty tym problemem ogólnie nie ma ochoty na nic – nawet łowienie ryb na znakomitym łowisku, choć prawdą jest, że różni ludzie w różnym stopniu odczuwają te zaburzenia. Są tacy, którzy przechodzą chorobę morską bardzo łagodnie. Inni z kolei mają potężne wymioty i pogłębiające się wycieńczenie organizmu. Są też tacy, którzy twierdzą, że są na to całkowicie odporni. Jednak doświadczeni żeglarze są zdania, że każdy w końcu spotka typ fali, która go „dopadnie”.
Na chorobę morską jesteśmy narażeni w wielu sytuacjach. Najłatwiej o wystąpienie objawów na morzu, gdzie fale bywają wysokie i długie. Na przykład może to nas spotkać w trakcie wyprawy wędkarskiej do Norwegii czy jedno z mórz południowych. Jesteśmy narażeni na to zjawisko nie tylko na łodziach wędkarskich, ale także na promie, na przykład podczas przeprawy do Szwecji. Jednak nieprzyjemne fale mogą pojawić się także na jeziorach, szczególnie tych dużych, jak przykładowo szwedzkie Wener i Wetter. Wszystko zależy od czynników pogodowych, głównie siły i kierunku wiatru, ale również od pływów.
Jaki jest sposób na uniknięcie lub złagodzenie tych dolegliwości, które mogą uprzykrzyć nam wędkarski urlop? Najlepszym rozwiązaniem jest zażycie przed wypłynięciem na wodę środków farmakologicznych. Najpopularniejszy jest dostępny bez recepty Aviomarin. Należy stosować go wówczas zgodnie z zaleceniami na ulotce, zazwyczaj zażywa się tabletkę jakiś czas przed wypłynięciem. Dla ludzi poważniej cierpiących na chorobę morską zalecane są mocniejsze leki na receptę, ale te stosuje się po konsultacji z lekarzem.
Gdy weźmiemy aviomarin lub inny lek, wykluczony jest alkohol. Lecz gdy nie zażyjemy leku – z własnego doświadczenia powiem, że mały drink czy jedno piwo nie zaszkodzi, a często pomaga. Przecież powszechnie wiadomo, że dawniej marynarze na chorobę morska pili rum. Lekarze pewnie mnie skrytykują za tę opinię, ale słowo daję, że w wielu przypadkach mała (podkreślam raz jeszcze mała) ilość alkoholu pomagała mi za równo na rybach, jak i na promach, statkach wycieczkowych czy wodolotach. Na przykład nie zapomnę rejsu wodolotem pomiędzy dwiema wyspami na Seszelach. Wówczas tylko miejscowi, wiedząc że czeka nas rejs z wysoką falą, natychmiast po wejściu na statek zameldowali się w bufecie i kupili sobie po piwie. Wszyscy turyści, którzy tak nie postąpili, cierpieli potem masakrycznie – zabrakło nawet torebek na wymioty. A miejscowi trzymali się dobrze.
Oczywiście na wędkarskiej łódce musimy być bardziej ostrożni z alkoholem. Pamiętajmy bowiem, że jeden z nas musi prowadzić łódź, co wyklucza spożycie alkoholu. A w niektórych krajach nawet inni uczestnicy rejsu nie mogą nic wypić. Bardziej liberalne zasady panują np. na morzach południowych, gdzie łódź prowadzi niemal zawsze przewodnik, a piwo dla wędkarzy jest przez cały czas dostępne w specjalnych lodówkach.
Są i inne sposoby. Przede wszystkim należy utrzymywać kontakt wzrokowy z horyzontem, wtedy nie następuje w takim nasileniu opisane zjawisko braku zgodności obrazu z błędnikiem. Odpada więc chowanie się do zamkniętych pomieszczeń pod pokładem łodzi. Lepiej będzie też zająć miejsce na tyle łodzi, niż na przodzie. Żeglarze twierdzą również, że sterujący łodzią ma zawsze mniejsze problemy z chorobą morską. Można zatem wymieniać się przy sterze lub dać pokierować łodzią osobie najbardziej wrażliwej, pod warunkiem, że jej cierpienie nie jest jeszcze tak silne, że prowadzenie przez taką osobę łodzi mogłoby narazić całą załogę na niebezpieczeństwo. Ważne też, aby nie objadać się zanadto przed planowanym rejsem, albo spożyć posiłek lekkostrawny.
Teraz na koniec coś optymistycznego – objawy choroby morskiej ustępują natychmiast po wpłynięciu na spokojniejsza wodę lub do portu. I nie pozostawiają śladu po powrocie z ryb do domu. Poza tym naprawdę niewielu z nas uzna, że objawy choroby morskiej są szczególnym problemem. Na podstawie mojej wieloletniej praktyki w wędkarskich podróżach mogę z pełną świadomością stwierdzić, że wybitnie wrażliwych na chorobę morską kolegów mam stosunkowo niewielu, a wędkowałem już dziesiątkami różnych ludzi. Na palcach jednej ręki mogę policzyć przypadki, gdy ktoś musiał być odtransportowany do brzegu, choć sytuacje takie się zdarzały i nie były dla nikogo przyjemne. Szczególnie, gdy ryby brały dobrze.
Zdecydowana większość przypadków to łagodne dolegliwości, które odpędzaliśmy małym drinkiem lub zapominaliśmy o nich łowiąc pierwsze ryby. Byli też koledzy, którzy zabezpieczali się aviomarinem lub innymi lekami. Nie znam natomiast nikogo, kto zrezygnowałby ze swej pasji bądź wędkarskich wypraw z powodu tej dolegliwości. Tym bardziej, że wyższa fala zdarza się tylko w niektóre dni, a nader często morze jest stosunkowo spokojne i przebywanie na wodzie samo w sobie stanowi dużą przyjemność.
Piotr Motyka
Witam serdecznie wszystkich Wędkarskich Podróżników!
Nazywam się Piotr Motyka i jestem gospodarzem oraz redaktorem tego bloga.
Na blogu znajdziecie wiele moich tekstów, zdjęć oraz reportaży, ale także materiały autorstwa moich Kolegów „po kiju”. Część z nich prezentowana jest również na stronie fishingexplorers.com, inne tylko tutaj. Tematem są wędkarskie podróże, a wszystko adresowane jest do ludzi, którzy tak jak my je kochają.
Zapraszam serdecznie!