Nasz blog wędkarski

Bolek gigant

Na szwedzkim Rosiu

Wędkarskie przygody / Piotr Motyka / Szwecja

Szwecja nie tylko szczupakiem stoi. Przekonałem się o tym na wielu wyjazdach, łowiąc ryby innych gatunków – piękne, dorodne, niekiedy wręcz okazowe. Zazwyczaj są one jakże miłym przyłowem – tyleż szczęśliwym, co przypadkowym. Jednak takie przypadki biorę w ciemno.

W czerwcu 2014 roku trafiłem wraz z grupką kolegów nad wielkie jezioro Glafsfjorden w zachodniej Szwecji (region Värmland), nieopodal śródlądowego giganta – jeziora Wener. Mieliśmy tutaj łowić tylko jeden dzień. Ogrom wody robił na nas wrażenie, a miejscowi przekazali nam informację, że najlepiej spróbować tu trollingu, bo wielkie ryby kręcą się cały czas za stadami drobnicy i nie mają stałych miejsc przebywania. A tak lubiany przez łowców drapieżników litoral był tu dość obogi - w okolicy naszej przystani były zaledwie dwie zatoczki z płytszą wodą, roślinnością i trzcinami. Potem otwierał się bezmiar otwartej wody.

Na początek postanowiliśmy z Michałem obłowić właśnie owe zatoczki. Na pierwszej udało nam się złowić kilka szczupaków, z których największy miał ponad trzy kilo, a na drugiej również kilka szczupaków okraszonych przyzwoitym okoniem. Ryby najlepiej brały na swimbaity – bezzaczepowe gumy ze schowanym w gumowym korpusie hakiem. Po braniu i zacięciu hak wysuwał się z gumy i wbijał w pysk ryby. Cóż, powiem tylko, że to znakomita przynęta na trzcinowiska i gęste nenufary. Zanotowaliśmy bardzo dużo brań, choć tylko pewien odsetek z nich udało nam się wykorzystać. Po prostu ryby spadały. Niemniej sama możliwość dotarcia do ryb głęboko schowanych w roślinności, niedostępnych przy zastosowaniu tradycyjnych przynęt, otwiera przed wędkarzem zupełnie nowe perspektywy i daje szansę na przeżycie olbrzymich emocji.

Po wyciśnięciu z zatoczek wszystkiego, co się dało (przynajmniej o tej porze dnia), wypłynęliśmy na otwartą wodę, aby zbadać zasobność w ryby tutejszego pelagialu. Na agrafki założyliśmy woblery – w moim przypadku był to potężny biało-czerwony wobler Salmo schodzący na 5-7 metrów głębokości. Liczyliśmy na wielkie toniowe szczupaki.

Wypłynęliśmy dobry kilometr w jezioro, ale nic nie nastąpiło. Nie było żadnych brań. Zrobiliśmy więc łagodny skręt w prawo i skierowaliśmy się z powrotem w stronę brzegu, ale płynęliśmy teraz nieco inną trasą obławiając zupełnie nowy fragment wody. Pod nami było kilkanaście metrów głębokości. Gdy byliśmy już całkiem blisko brzegu, może ze sto metrów, a my byliśmy już bliscy zapadnięcia w drzemkę, poczułem wreszcie na kiju mocne uderzenie. Opór był porządny, więc liczyłem, że to wymarzona metrówka. Wyłączyłem silnik. Szło początkowo bardzo ciężko, czułem też potężne szarpnięcia. Po mozolnym doholowaniu w pobliże łodzi ryba jednak osłabła i wyłożyła się srebrzystym bokiem na powierzchni. Zaraz, zaraz, co to jest? Jakie było moje zdumienie, gdy moim oczom ukazał się nie szczupak, a… gigantyczny wprost boleń!

Podebrałem rybę pomagając sobie gripem. Była ciężka, miała 5 kilogramów wagi i 90 centymetrów długości. Takiego bolenia jeszcze jak żyje nie widziałem, nie jestem wszak wędkarzem wiślanym i w ogóle boleni niewiele w do tego momentu w życiu złowiłem. W młodości były jakieś tam sztuki z Narwi, potem były też bolenie z delty Dunaju - w sumie fajne, sportowe ryby. Niemniej mało miałem w życiu okazji polowania na ten gatunek. Moi koledzy z Warszawy mieli pewnie okoliczność z dużymi rapami, ale z aż takimi jak ten, pewnie niewielu. Uśmiechnęło się zatem do mnie szczęście.

Kolejnym zaskoczeniem by dla mnie fakt, że boleń wziął w jeziorze. Bo to przecież ryba rzeczna. Jednak po chwili przypomniałem sobie, że w Polsce przecież też jest takie boleniowe jezioro – mazurski Roś. I tam też duże bolenie biorą na trolling, co opisał kiedyś w Wędkarskim Świecie Marek Szymański. Wędkowałem więc na takim szwedzkim Rosiu. Przypuszczenia te potwierdzili następnego dnia nasi szwedzcy koledzy. Okazało się, że boleń występuje w Glafsfjorden powszechnie, a sztuki okazowe trafiają się wcale nie tak rzadko. Mało kto je tutaj łowi, ale są też jego zapamiętali wielbiciele. Wszak to ryba niezwykle sportowa i piękna, a branie bolenia należy do najbardziej dynamicznych w wędkarstwie.

Ta przygoda z boleniem była dla mnie jedną z najciekawszych, jakie przeżyłem w Szwecji. I przełomową. Od tego czasu szukam okazji, aby połowić te srebrne, szybkie niczym pocisk ryby. Nie tylko w Szwecji.

Piotr Motyka

Arvika, lipiec 2014






Więcej o blogu

Witam serdecznie wszystkich Wędkarskich Podróżników!

Nazywam się Piotr Motyka i jestem gospodarzem oraz redaktorem tego bloga.

Na blogu znajdziecie wiele moich tekstów, zdjęć oraz reportaży, ale także materiały autorstwa moich Kolegów „po kiju”. Część z nich prezentowana jest również na stronie fishingexplorers.com, inne tylko tutaj. Tematem są wędkarskie podróże, a wszystko adresowane jest do ludzi, którzy tak jak my je kochają.

Zapraszam serdecznie!

Siedziba biura

EVENTUR FISHING
ul. Roentgena 23 lok. 21, III piętro
02-781 Warszawa

biuro czynne od poniedziałku do piątku w godzinach 09.00-17.00

telefon: + 48 22 894 58 12
faks: + 48 22 894 58 16