Nasz blog wędkarski

Błękitna zatoka

Czerwcowa wyprawa do Szwecji

Reportaże / Piotr Motyka / Szwecja

Wędkarstwo

Koronawirus wyjątkowo sponiewierał nasze wędkarskie życie w 2020 roku. Przez kilka wiosennych miesięcy nie mogliśmy wyjechać nigdzie za granicę, co zmuszało nas albo do zawieszenia na jakiś czas naszej wędkarskiej aktywności, albo do podjęcia prób złowienia czegokolwiek na polskich wodach. Jak trudne to zadanie, przekonał się pewnie niejeden z nas.

Jest oczywiście jeszcze trochę polskich łowisk, gdzie można złowić rybę, nawet okazową. Jednak niewielu z nas ma swoje dobrze „rozpracowane” łowisko krajowe, bo na co dzień w nawale obowiązków nie mamy już takiej szansy na częste wyskoki nad wodę, jak niegdyś, w młodości. Potrzebny jest zatem doświadczony przewodnik, albo musi być to woda funkcjonująca na specjalnych zasadach – jak choćby OS na Sanie. Do tego niezbędna jest jeszcze zawsze spora doza szczęścia i sprzyjająca pogoda.

Co innego w Skandynawii – choćby w Szwecji. Tam wody nie są jeszcze tak przełowione (choć pewne symptomy nadmiernej presji już i tam da się niekiedy zaobserwować – szczególnie w okolicy dużych miast) i zawsze można znaleźć takie łowisko, na którym z marszu możemy zaliczyć co najmniej zadowalające wyniki, a często udaje się połowić bardzo dobrze i ustanowić nowe rekordy. W każdym razie tam się nie nudzimy i nawet gdy ryby przez jakiś czas nie biorą tak, jak tego oczekiwaliśmy, to każdego dnia jest szansa na przełamanie i świetny połów, bo potencjał wody czyni to wysoce prawdopodobnym. Stąd tak wielka popularność w ostatnich latach modelu wędkarstwa, opartego na tygodniowych lub dłuższych wyprawach na lepsze łowiska zagraniczne, niż znacznie nawet częstsze wypady na łowiska trudne, choć bliżej położone.

Moi koledzy po kiju dobrze wiedzą, że dla mnie ulubionym rejonem na wędkarskie wyprawy jest „dalsza” Skandynawia (środkowa i północna), czyli miejsca, gdzie dociera najmniej wędkarzy. Jeśli chodzi o ryby słodkowodne, preferuję szwedzką Laponię, gdzie można do woli wyłowić się szczupaków i okoni, a do tego jest szansa na uzupełnienie tego rybami łososiowatymi – pstrągami, lipieniami, paliami, czy nawet najbardziej szlachetnymi łososiami atlantyckimi. To mój prywatny „wędkarski raj”. Dlatego gdy tylko zniesiony został obowiązek kwarantanny, co nastąpiło w połowie czerwca br., natychmiast wyruszyłem z moim przyjacielem Ignacym właśnie na północ Szwecji – nad jezioro o nazwie Blåviken.

Jest to w zasadzie gigantyczna, kilkusethektarowa odnoga rzeki Umeälven, czyli bardziej zatoka niż jezioro – stąd nazwa Blåviken (czyli „Błękitna Zatoka”). Jednak charakter tej wody jest zdecydowanie jeziorowy, a o połączeniu z rzeką przypominają jedynie okresowe wahania stanu wody. Odkryliśmy tę „perełkę” rok wcześniej, w trakcie wyjazdu studyjnego, i spodobała nam się bardzo. Jeden dzień, jaki spędziliśmy wtedy na wodzie, już pokazał wielki potencjał łowiska, choć pogoda była koszmarna, a wiatr nie pozwalał na wiele. Postanowiliśmy więc w kolejnym sezonie przyjechać na znacznie dłużej.

Szybko zapomnieliśmy o wirusie

Ten wyjazd potrzebny był nam jak powietrze. Wiele tygodni siedzenia w domu, brak możliwości rekreacji na świeżym powietrzu, zastój w turystyce i ponure doniesienia medialne – to wszystko wpędziło mnie w nienajlepszy nastrój. Pierwsze jaskółki o możliwym otwarciu granic pojawiły się już wprawdzie na początku czerwca, lecz cały czas nie było jasne, czy na liście krajów, po odwiedzeniu których nie będzie niezbędna obowiązkowa kwarantanna, znajdzie się Szwecja. Szwedzi bowiem od dawna znajdowali się „na cenzurowanym” w wielu krajach Unii Europejskiej, ze względu na dość libelalne podejście do koronawirusowej zarazy.

Gdy więc w Polsce ogłoszono, że otwieramy się na całą Unię, moja radość nie miała końca. Osiemnastego czerwca - czyli zaraz po zniesieniu obowiązkowej kwarantanny w naszym kraju - dziarsko wyruszyliśmy z Warszawy i obraliśmy tradycyjny kierunek na Gdańsk- Westerplatte, skąd odpływają promy do Szwecji. Korzystając z tego, że jesteśmy na wybrzeżu, przed wjazdem na prom wskoczyliśmy jeszcze tradycyjnie do smażalni na rybkę. Była pyszna!

Wędkarstwo

Szczęśliwie okazało się, że uciążliwości związane z epidemią dotknęły tę podróż jedynie w niewielkim stopniu, co miało swój wyraz w pomiarze temperatury przed wjazdem na prom, a także w pewnych ograniczeniach na jego pokładzie (np. obowiązek noszenia maseczek poza własną kabiną, restauracjami czy barami). W samej Szwecji natomiast zauważyliśmy, że ograniczona została działalność wielu restauracji, np. pizzę można kupić jedynie na wynos. Jednak poza tym epidemii za bardzo nie było widać. Żadnych maseczek – ani na ulicach, ani w sklepach.

Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo

Po przenocowaniu w miejscowości Örnsköldsvik pojechaliśmy dalej. Droga wiodła ona przepiękną trasą, wśród morenowych pagórków, zielonych łąk, gęstych lasów, a także licznych jezior i rzeczek. Ten ostatni odcinek trasy pokonaliśmy w trzy godziny i w południe zameldowaliśmy się na miejscu. Gospodarze tym razem przywitali się z nami bez tradycyjnej wylewności i „misiów”, ale epidemiczna ostrożność i rezerwa minęły już po kilku minutach rozmowy. Zakwaterowaliśmy się w naszym niezwykle komfortowym domu, który wpadł nam w oko już w zeszłym roku. Położony na uboczu, przestronny, z dużą kuchnią, salonem, kilkoma sypialniami i dwiema łazienkami, daje nawet sporej grupie wędkarzy szansę na beztroski i wygodny wypoczynek po trudach wędkowania. A jako, że tym razem przyjechaliśmy tylko we dwóch, mieliśmy wyjątkowo dużo wolnej przestrzeni i prywatności.

Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo

Midsommar i grube szczupaki

Pierwszy wieczór postanowiliśmy spędzić na miejscówce, którą poznaliśmy w trakcie poprzedniego pobytu. Płynie się tam wprawdzie długo (ponad pół godziny), ale za to miejsca są wprost podręcznikowe – głębsza woda sąsiaduje z płyciznami, rafami i trzcinowiskami. Gospodarze zdradzili nam, że to ich typ na grube szczupaki.

Po przybyciu na miejsce czekało nas spore zaskoczenie. Nie było bowiem pusto, tak jak się spodziewaliśmy. Na wodzie zauważyliśmy dwie łódki, a na brzegu, w opuszczonej wiosce, też widoczni byli jacyś ludzie. Dopiero po dłuższej chwili przypomniałem sobie, że jest to okres świąt „Midsommar”, odpowiednika naszej „Nocy Świętojańskiej” (w wersji pogańskiej „Nocy Kupały”), kiedy dni są najdłuższe, a wszyscy Szwedzi wyjeżdżają poza miasto do domków letniskowych, aby spędzić ten czas na łonie natury, powędkować, potańczyć, pogrillować i napić się alkoholu. Byli to więc wędkarze tzw. „niedzielni”, których obecność była związana ze starą tradycją, rekreacją i wypoczynkiem. Nie wszyscy byli zresztą wędkarzami – część z letników stawia w takie dni sieci, przy pomocy których ma nadzieję na złowienie kilku ryb na grill. Gdy jest to incydentalne, ograniczone do kilku dni w roku i niewielu miejsc na jeziorze, nie ma to większego znaczenia dla rybostanu i trudno mieć o to pretensje. Zresztą to oni są tu gospodarzami, a my gośćmi…

Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo

Pogoda była cudowna, na niebie świeciło słońce, temperatura powietrza wynosiła późnym wieczorem ponad 20 stopni, a wody dochodziła nawet do 23 stopni. Szybko zlokalizowaliśmy szczupaki i już wciągu pierwszych dwóch godzin łowienia wyjęliśmy trzy sztuki o długości powyżej 90 centymetrów i masie 5-6 kilo. Były na płytkiej wodzie, ale w okolicy kantu i spadku na głębszą. Łowienie przerwała nam obserwacja pary młodych Szwedów, którzy wypłynęli na śródjeziorną górkę, aby wyciągnąć zastawioną sieć. Zdobycz była zacna – z trudem wtarabanili do łodzi metrowego szczupaka, dwa pięćdziesięciocentymetrowe okonie i kilka mniejszych ryb. Wszystko poszło zaraz na grill, a zapach pieczonej ryby czuliśmy jeszcze długo na wodzie. Szkoda tylko, że tak okazowe ryby trafiły akurat do sieci, a nie na nasze wędki. Dla nich nie było różnicy, jak duże są szczupaki i okonie, ważna była ich wartość kulinarna. Co innego dla nas wędkarzy – byłyby to trofea z absolutnie najwyższej półki!

Wracając do domu w środku białej nocy znaleźliśmy jeszcze na wąskim kamienistym przesmyku okonie. Tak dużych jak tamta para nie wyjęliśmy, ale i tak były piękne. Cała masa miała pomiędzy 30 a 40 centymetrów, a były też takie, które granicę 40 centymetrów przekraczały. Blåviken potwierdziło więc swoją wyjątkową zasobność w ryby już pierwszego dnia.

Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo

Szczupaków ciąg dalszy

Kolejnego dnia znowu popłynęliśmy na to samo miejsce i tym razem było zupełnie pusto. Szwedzi opuścili już letniskowe domki i pojechali do domu. Było cicho, spokojnie - tak, jak sobie wymarzyliśmy. Woda też obdarzyła znakomitymi wynikami. Nie było wprawdzie metrówki, ale kilka złowionych szczupaków miało dobrze ponad 80 centymetrów. Mniejszych było też sporo. Rzucaliśmy precyzyjnie do trzcin na płytką wodę i z każdego kącika, zatoczki, szczeliny między trzcinami, wyjmowaliśmy rybę. Potężne brania zanotowaliśmy też na rafie przy wystających z wody głazach. Słowem – wieczór był wspaniały, emocjonujący, dający pełną wędkarską satysfakcję.

Wędkarstwo
Wędkarstwo

Wracając obławialiśmy kolejne zatoczki na prawym brzegu i wszędzie odzywały się szczupaki brania były silne, pewne. Szczupak po prostu intensywnie żerował po odbytym tarle. Tak więc to był idealny czas na jego połów.

Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo

Lipienie nie dopisały, ale…

Trzeciego dnia dla urozmaicenia wyskoczyliśmy na lipieniową rzekę. Liczyliśmy na złowienie kilku sztuk na obiad, jednak w trzydziestostopniowym niemal upale ryby nie interesowały się naszymi błystkami. Muchówka również nie dawała wyników, choć w niektórych miejscach widać było powierzchniowy żer. Niestety, nie udało mi się chyba dobrać muchy albo o tej porze dnia żerowały tylko małe ryby, bo jedynym efektem było kilka niewymiarowych lipieni. W końcu na mikrospinning uderzył mi w obrotóweczkę czterokilowy szczupak, z którym stoczyłem pasjonującą walkę w silnym nurcie. Udało się go wyjąć, choć nie miałem stalowego przyponu. Czasem to się zdarza, ale częściej ryba przegryza żyłkę.

Wędkarstwo
Wędkarstwo

W końcu upał i dokuczliwe komary przepędziły nas do domu na odpoczynek. Pewnie wieczorem lipienie zaczęłyby lepiej żerować, ale nie chciało nam się już drugi raz przyjeżdżać. Woleliśmy połowić szczupaki i okonie nieopodal przystani na Blåviken. Brały znakomicie – po kilka sztuk z jednego miejsca.

Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo

Pstrągi z belly boat

Skoro nie chciały brać lipienie, postanowiliśmy nazajutrz iść na pstrągi na leśne jeziorko put and take. Po złowieniu dwóch sztuk na spinning, przerzuciłem się na sztuczną muchę i postanowiłem popływać belly boatem po całym niedużym akwenie.

Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo

Okazało się jednak, że ryby są bardzo kapryśne. Nie brały wcale tak dobrze z powierzchni, a znacznie lepiej wówczas, gdy sucha mucha zaczynała powoli tonąć. Sporo próbowałem też streamerami, ale dobranie właściwego modelu wymagało wielu prób. Hitem okazały się w końcu modele glistopodobne, coś pomiędzy „glajchą” a „gangreną”. Pstrągi okazały się wymagające, co w sumie bardzo pozytywnie wpłynęło na atrakcyjność tego wieczornego połowu. Udało mi się złowić na muchówkę bodaj sześć ryb, z czego zabrałem regulaminowe trzy. Pozostało tylko przygotować kulinarną ucztę z wybornego mięsa.

Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo

Szalony „Policjant”

Gdy minął półmetek naszego pobytu dla urozmaicenia wybraliśmy się na jeden dzień w okolice Arvidsjaur do mojego przyjaciela Sonny’ego, na tamtejsze znakomite łowiska. Sonny doradził nam, abyśmy spróbowali na „Policjancie” (to taka nasza potoczna nazwa tego jeziora), gdzie jeszcze nikt w tym roku nie wędkował. Bardzo lubię to jezioro – rok wcześniej znakomicie połowiłem tam okonie, trafił się też szczupak 99 centymetrów.

Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo

Tym razem szczupaki brały jeszcze lepiej jak rok temu - połowiliśmy wprost fantastycznie! Sporo brań zanotowaliśmy na przynęty powierzchniowe, dobrze prowokowały też gumy. Ze względu na intensywność przeżyć był to absolutnie wyjątkowy dzień. Koledzy z Polski, którzy mieszkali u Sonny’ego, a z którymi udało mi się zamienić parę słów, też byli zachwyceni okolicznymi jeziorami, których Sonny ma do dyspozycji kilkanaście. Złowili już 3 metrowe szczupaki, a przed nimi było jeszcze parę dni wędkowania. Jedyne smutne spostrzeżenie to fakt, że nie złowiliśmy w ogóle okoni. Być może zabiła je przyducha, bo zima była tu podobno długa i sroga, a jezioro płytkie. Miejmy jednak nadzieję, że to mylna hipoteza…

Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo

Okoniowe ostatki

Ostatnie dwa dni pobytu spędziliśmy już na Blåviken. Skupiliśmy się na okoniach, które brały seryjnie w wielu różnych miejscach. Mieliśmy też jedną wyjątkową zatokę, w której dawały się skusić nieco większe sztuki – ponad 40-centymetrowe. Gdy tafla wody była spokojna, brania nie były mocne, ale gdy już przyzwyczailiśmy się do ich delikatnego skubania, udawało nam się zaciąć niemal każdą rybę. Oczywiście wiele sztuk straciliśmy w holu, ale taka to już specyfika połowu okoni – ryb z wyjątkowo „kruchym” pyskiem. Natomiast gdy wodę sfalował wiatr, okonie biły zdecydowanie pewniej, a zacięcie mogło być nawet spóźnione. No i wówczas ryby prawie nie spadały.

Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo

Filety ze złowionych okoni smażyliśmy oczywiście na masełku, ale spora liczba wyholowanych ryb trafiła z powrotem do wody, aby mogły podrosnąć i czekać na kolejnych wędkarzy, którzy przyjadą tu w kolejnych latach.

Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo

Tygodniowy pobyt na Blåviken dostarczył nam niebywałej frajdy. Kluczem do zadowolenia są zawsze przeżyte wędkarskie emocje, wypoczynek, podziwianie piękna przyrody. Tym razem mieliśmy też inny niecodzienny dar – fantastyczna pogodę. Przez cały nasz pobyt z małymi tylko przerwami świeciło słońce, a temperatura w dzień nie spadała poniżej 25 stopni. Na dalekiej północy Szwecji ludzie kąpali się w jeziorze, dziewczyny chodziły w bikini, a niektórzy pływali nawet na skuterach wodnych. No i wiatr nie przeszkadzał w ogóle w wędkowaniu – codziennie dało się pływać tam, gdzie chciałeś. To było coś, czego wcześniej w takim stopniu nie doświadczyłem.

Wędkarstwo
Wędkarstwo
Wędkarstwo

To wszystko pozwoliło nam zapomnieć o tym przeklętym wirusie.

Piotr Motyka
Blåviken, czerwiec 2020






Więcej o blogu

Witam serdecznie wszystkich Wędkarskich Podróżników!

Nazywam się Piotr Motyka i jestem gospodarzem oraz redaktorem tego bloga.

Na blogu znajdziecie wiele moich tekstów, zdjęć oraz reportaży, ale także materiały autorstwa moich Kolegów „po kiju”. Część z nich prezentowana jest również na stronie fishingexplorers.com, inne tylko tutaj. Tematem są wędkarskie podróże, a wszystko adresowane jest do ludzi, którzy tak jak my je kochają.

Zapraszam serdecznie!

Siedziba biura

EVENTUR FISHING
ul. Roentgena 23 lok. 21, III piętro
02-781 Warszawa

biuro czynne od poniedziałku do piątku w godzinach 09.00-17.00

telefon: + 48 22 894 58 12
faks: + 48 22 894 58 16