Zorganizowana przez Eventur w lipcu br. testowa wyprawa do północnej Norwegii zaowocowała odkryciem nowych fenomenalnych łowisk. Chodzi o wody zasobne głównie w ryby łososiowate: pstrąga potokowego, palię alpejską, łososia atlantyckiego, a także (a może nawet przede wszystkim) lipienia, który wprawdzie do rodziny łososiowatych już nie należy, ale swą szlachetnością im niewątpliwie dorównuje.
Kilkudniowy pobyt w oszałamiających swą scenerią norweskich górach regionu Troms był naznaczony fantastycznym żerowaniem bardzo grubych lipieni, z których większość przekraczała 40 cm, a sporo sztuk nawet magiczną granicę 50 cm! Te piękne ryby brały głównie na suchą muchę oraz nimfę, a także na spinning. Łowiliśmy je w rzece oraz na spokojnym rzecznym rozlewisku przypominających jezioro. Brania były niezapomniane! Trudno będzie zapomnieć również piękno olbrzymich „kardynałów”, które w trakcie walki mieniły się feerią cudownych kolorów, znakomicie widocznych w kryształowo czystej górskiej wodzie.
Poza lipieniami połowiliśmy też sporo pstrągów, z których jeden przekroczył 50 cm, a wiele innych mieściło się w przedziale 40-50 cm. Stuprocentowo dzikie, grube sztuki, cudownie ubarwione i niezwykle silne. Brały na urokliwym i dość sporym górskim jeziorze, a także w rzece ze szmaragdową wodą - niczym w Nowej Zelandii. I tutaj również pole do popisu mieli zarówno uczestniczący w wyprawie muszkarze (sucha, nimfa, streamer), jak i perfekcyjnie posługujący się spinningiem nasz przyjaciel Zenek Grabowski. Najskuteczniejsze spinningowe przynęty na tej wyprawie to przeciążone błystki obrotowe oraz woblery „salmo hornet” (te ostatnie jak zwykle). Pstrągi w trakcie holu wielokrotnie efektownie wyskakiwały w powietrze, a kilku pięknym egzemplarzom udało się nawet tę walkę wygrać i uwolnić z haka.
I na koniec: prawdziwą wisienką na torcie wśród naszych połowów stał się złowiony na tubową muchę przez Maćka Rogowieckiego łosoś atlantycki. Przepływająca w okolicy rzeka okazała się niezwykle zasobna w ciągnące na tarło ryby z gatunku Salmo salar. Dość powiedzieć, że tego samego wieczora, kiedy swój sukces zanotował Maciek, na tym samym sektorze rzeki padły jeszcze trzy dalsze sztuki – jedna w granicach 10 kilo! Złowili je wędkarze norwescy. To prawdziwy ewenement, gdyż wszyscy wędkarze łowiący łososie wiedzą, jak ciężko w tej pracy odnieść sukces. Tam okazało się to niemal dziecinnie proste. Wystarczył jeden wieczór – kilka godzin łowienia. No i oczywiście kunszt Maćka, niczego mu nie ujmując.
Pobyt uatrakcyjnił bardzo komfortowy domek w gospodarstwie agroturystycznym, gdzie mogliśmy bez przeszkód wypocząć i przygotować kilka wyśmienitych potraw ze złowionych ryb, w tym marynowanego w koperku łososia (gravlax), lipienowe „ceviche” oraz pstrągowego tatara. Oczywiście wszystkie były tak pyszne, że trudno o podobne specjały nawet w najlepszych europejskich restauracjach. Cóż – nie ma jak świeża, ekologicznie czysta i bardzo szlachetna ryba… Większość złowionych trofeów trafiła jednak z powrotem do wody, tak więc przyjeżdżający po nas wędkarze nie mają się o co martwić. Wielka zaletą tego miejsca jest bardzo atrakcyjna cena – znacznie niższa niż w wielu renomowanych skandynawskich ośrodkach z dużą populacją dzikich ryb łososiowatych. Przy 6-osobowej grupie wychodzi naprawdę niedrogo, a przy 8-osobowej wręcz tanio (szczegóły na zapytanie). Słowem: to wielka gratka dla miłośników wypraw na pstrągi i lipienie, których w Polce przecież niemało!
Zainteresowanych zapraszamy do obejrzeniu kilkunastu zdjęć z wyprawy. W sprawie rezerwacji tego niezwykłego zakątka na wędkarski urlop prosimy o kontakt z Maćkiem Rogowieckim lub Tomkiem Wieczorkiem z naszego biura. Oferta wkrótce znajdzie się na naszej stronie, ale na sezon 2018 warto już niezwłocznie zarezerwować, bo wolnych tygodni pewnie niedługo zabraknie.
03.08.2017
Galeria zdjęć