Wywiady / Marcin Marciniewski / Szwecja
Marcin – mieszkasz już w Szwecji od kilku lat. Dlaczego wybrałeś akurat rejon Bräcke? Czym wyróżnia się Twoim zdaniem spośród wielu innych?
Wiele osób zadaje mi pytanie – dlaczego Bräcke, Jämtland? Dlaczego środkowa Szwecja? Odpowiedź jest pochodną wielu czynników, które rozważałem osiedlając się w Szwecji. Gmina Bräcke to wyjątkowe miejsce. Zlokalizowana tylko sześć godzin jazdy od lotniska z tanimi liniami i portu z regularnym grafikiem rejsów. Z łagodnym klimatem, dziewiczą i bogatą przyrodą, jest w optymalnej odległości od kluczowych węzłów komunikacyjnych. Nie za daleko i nie zbyt blisko. Lagom jak mawiają Szwedzi, czyli w sam raz. Górzysta, pokryta bezkresnymi lasami skrywającymi siedemset jezior, ma ledwie 7 000 mieszkańców. Można ją śmiało nazwać europejską Alaską. Dalej na północ jest jak dla mnie trochę za surowo, za mało szaty roślinnej i fauna wyraźnie ubożeje. W Bräcke klimat niewiele różni się od moich rodzinnych Gór Świętokrzyskich – średnioroczna temperatura jest niższa tylko o 3 stopnie Celsjusza.
No i argument najważniejszy, czyli wędkarski: większość wód wokół mojego domu jest dziewicza - nigdy nie widziała żadnej wędki. Odróżnia to ją od popularnych południowych regionów Szwecji, licznie odwiedzanych przez wędkarzy.
Ale jak przekonać do tego polskich turystów z wędką, którzy póki co najchętniej wybierają nadal wyprawy do południowej Szwecji?
Dziś nie wystarczy po prostu przyjechać do Szwecji, by nałowić się do znudzenia lub zrobić „życiówkę”. Wie o tym coraz więcej doświadczonych wędkarzy. Trzeba dokonać analizy, gdzie nasze szanse na świetny wędkarski urlop są największe. Wydaje mi się, że środkowa Szwecja – która doskonale spełnia te kryteria - potrzebuje nieco więcej promocji. Stąd choćby ta rozmowa i moja obecność na blogu Eventuru. Wydaje mi się, że za cenę zaledwie kilku godzin podróży zdecydowanie warto przez kolejne dni cieszyć się absolutnie wyjątkową miejscówką. Mówię to z pełną świadomością, widząc jakie wyniki notowali i jak zadowoleni byli również moi goście.
Łowiska Bräcke są skryte w górzystym krajobrazie, w gęstych lasach i przy trudnym dostępie wymagają doskonałej znajomości terenu i odpowiedniego zaplecza technicznego (doświadczony przewodnik, dobre łodzie, kajaki wędkarskie, mapy). Różnią się od szkierów czy południowych rozległych jezior, choć mój dom gościnny leży nad jeziorem, które ma ponad 40 km długości, a na jego środku leży wyspa o powierzchni 60 km2. Wędkowanie na rozproszonych i dziewiczych śródleśnych jeziorach wymaga specyficznej „żyłki traperskiej”. Staram się nie forsować swoich gości i z reguły wybieram (a mam w czym) łowiska łatwiejsze. Niestety do linii brzegu trzeba dojeżdżać i czasami dojść kilkaset metrów od samochodu, a to w dzisiejszych czasach stanowi dla wielu realny problem. Wędkarze wbrew pozorom lubią komfort, a to nijak nie idzie w parze z prawdziwie dziką naturą. Na szczęście odrobina wysiłku jest sowicie wynagradzana.
W moich wodach, królują szczupaki i okonie. Dorastają do kapitalnych rozmiarów, bo wśród miejscowych nie cieszą się dosłownie żadnym zainteresowaniem. Traktowane są jako nieproszeni goście w królestwie ryb szlachetnych. To w sumie zrozumiałe gdy na celowniku Szwedów są jedynie opasłe pstrągi (w kilku odmianach) i bajeczne lipienie. Wody Bräcke słyną z nich na cały świat. Ryby te zamieszkują w naturalny sposób nie tylko rzeki wśród których króluje Gimån ale i większość jezior, co jest prawdziwym ewenementem w Europie.
Co najchętniej łowią Twoi klienci?
Moi goście w sumie łowią ryby takie jakie chcą złowić. Choć brzmi to przewrotnie, to najlepsza odpowiedź na pytanie „jakie ryby można u mnie złowić?”. Oczywiście mówimy tu o „rozmiarówce” w puli gatunkowej wymienionej wcześniej. Jeżeli ktoś chce obłowić się przyzwoitych okoni, to bez problemu odfajkuje dziesiątki garbusów, wśród których bardzo często trafiają się okazy 40+. Te 50+ są zarezerwowane dla najcierpliwszych i to z zaskakującej przyczyny – tych „małych” 30+ 40+ jest na tyle dużo, że ich brania lekko dezorganizują polowanie na te największe. Wymaga to specyficznego, innego niż w Polsce podejścia do przynęt, do techniki „czesania” łowiska, prowadzenia zaciętych ryb, etc. Pamiętam zdziwienie Waszej drużyny podczas wizyty weryfikującej moje łowiska, gdy w ciągu godziny na jej oczach pływając burta w burtę, z kajaka wyjąłem pięć okoni w przedziale 45-49 cm i żadnej innej ryby! I wszystkie na kopyto o słusznym sandaczowym rozmiarze.
Podobnie się rzecz ma ze szczupakami. Wymagają selektywnej uwagi. Jak ktoś chce złowić metrówkę i to jest jego cel, możemy go osiągnąć przy odrobinie szczęścia w jeden dzień. Doświadczył tego Kamil „Łysy Wąż” gdy któregoś razu delikatnie zapytał mnie czy nie mam dla jego podopiecznego jakiejś ekstra miejscówki, na której zrobiłby bez bólu życiówkę. Zrobili ją w pół godziny od zwodowania łódki. I to dwukrotnie. Ale najbardziej może zdziwić w tym wszystkim fakt, że pomimo, iż w tym magicznym jeziorku koledzy złowili jeszcze kilka podobnych sztuk, zabawa z metrówkami szybko im się znudziła na korzyść kapitalnych okoni i pstrągów na innych wodach. Ot, cała specyfika wędkarskich chciejstw.
No to powiedz coś jeszcze o innych wędkarskich dokonaniach Twoich gości?
Mogę się naprawdę długo chwalić wynikami moich gości, bo jest czym. Dwa lata temu dokładnie między 23 maja a 28 czerwca złowili w sumie jakieś 3,5 tony szczupaków, w których ponad dwadzieścia było w rozmiarze 100+. Średnia wypadła na poziomie 80+. Bardzo ważne – lwia cześć ryb zawsze trafia do wody, bo z łowisk, które udostępniam nie wolno zabierać ryb do celu innego niż bieżące spożycie. Żadnego filetowania, mrożenia, „słoikowania” etc. Ponadto, łowiska rokrocznie są zmieniane i nie ma ryzyka tzw. „przebłyszczenia” czy „przekłucia” wody. Jest się na czym rządzić, choć idealnie oczywiście nie jest. Zeszły rok był bardzo kapryśny. Czasami szyki psuje pogoda, czasami ryby słabiej biorą, ale jedno jest pewne – nie zanosi się by ich zabrakło.
Wśród moich gości są też miłośnicy „muchy” i ryb łososiowatych. Pstrągi i lipienie z Gimånu to temat na odrębną rozmowę. Licencje na najlepsze miejscówki rozchodzą się jeszcze zimą, w ciągu kilku godzin od uruchomienia rejestracji na dany sezon. Jako mieszkaniec gminy mam dodatkowe możliwości na pozyskanie puli na potrzeby moich gości. W zeszłym sezonie kilku z nich połowiło pstrągi 70+ i lipienie 50+. Naprawdę!
Opowiedz teraz trochę o sobie. Jakie wędkarstwo najbardziej lubisz, jakie ryby łowisz?
Wędkuję od 40 lat. Wędkowanie dla mnie to czysta przyjemność. Te dwa słowa zdradzają profil mojego wymarzonego łowiska. Ma być czysto – a tutaj jest. Woda we wszystkich jeziorach i rzekach gminy Bräcke nadaje się do bezpośredniego spożycia. Jest na to gwarancja władz gminy. A poza tym ma być przyjemnie – kocham niewielkie, łatwe do rozszyfrowania jeziora, podobne do tych polskich z dzieciństwa, ze wspomnień mazurskich, osłonięte od wiatru, nasłonecznione (w czerwcu i lipcu nie zapada zmrok!), bezludne, z bajecznymi krajobrazami, pachnące lasem - to esencja mojego wędkarstwa. Przy świadomości, że nikt przede mną na nich nie łowił czyni je wręcz mistycznym. Takim wędkarstwem chętnie się dzielę i dla wędkarzy do mnie podobnych mój dom jest zawsze gościnny.
Osobiście najbardziej lubię łowić szczupaki, a raczej szczupale, szczupaczyska. Z kajaka. Na niewielkich jeziorkach. To nie lada zabawa i wyzwanie. Począwszy od dotarcia do jeziora wąskimi rzeczkami, nierzadko przenosząc kajak po spiętrzeniach, wlokąc go przez las, po zakradanie się do płytkich zatok, grążelisk, by w nich przechytrzyć cętkowanego kabana, który czasami wozi mnie z kajakiem po całym jeziorku zanim zrozumie, że mu nie odpuszczę. Lubię też głębokie blaciki na skraju nigdy nie obławianej toni. Jakież tam grasują garbusy! Mogę godzinami się za nimi uganiać do charakterystycznego puknięcia i trzepotania szczytówką, które po chwili zamienia się w niezłą jazdę na lewo i prawo. Uwielbiam to! Mam na koncie z takich miejscówek kilkanaście metrówek z grubym okładem i garbusów 50+, ale musze przyznać, że ostatnio szykuję się na starcie z siejami. To wielce frustrująca ryba i gra mi od dwóch sezonów na nerwach. Moje potyczki z nią to na razie jakieś sto do jednego dla siei. Namierzyłem ławice grubaśnych siei, które od dwóch lat spędzają mi sen z powiek. Odpowiadając chociażby tu i teraz na te pytania wiem, że one tam są, w dobrze znanej mi głębinie i śmieją się ze mnie tymi małymi, wybrednymi pyszczkami. Może znajdzie się ktoś, kto zna się na ich letnim połowie? Chętnie go ugoszczę, a jak szczęście nam dopisze - ozłocę, a raczej orybię go od stóp do głów. :)
O czym jeszcze marzysz? Jakie masz plany na przyszłość?
Marzy mi się, by moja praca przyniosła mi spokojną przystań na stare lata, garstkę nowych znajomych, może przyjaciół. Chciałbym rozbudować mój dom i jego zaplecze ku wygodzie gości. Planuje postawić kolejne łodzie na dziewiczych łowiskach, przetrzeć kajakiem nowe wodne szlaki, zmierzyć się z niejednym szczupalem. Ot tyle i aż tyle.
Dziękujemy za rozmowę i serdecznie pozdrawiamy. Udanego sezonu!
Witam serdecznie wszystkich Wędkarskich Podróżników!
Nazywam się Piotr Motyka i jestem gospodarzem oraz redaktorem tego bloga.
Na blogu znajdziecie wiele moich tekstów, zdjęć oraz reportaży, ale także materiały autorstwa moich Kolegów „po kiju”. Część z nich prezentowana jest również na stronie fishingexplorers.com, inne tylko tutaj. Tematem są wędkarskie podróże, a wszystko adresowane jest do ludzi, którzy tak jak my je kochają.
Zapraszam serdecznie!