W kwietniu odbył się piąty wyjazd autokarowy na wyspę Sula w środkowej Norwegii. Nasi klienci przebywali na łowisku pod opieką Mariusza Getki, który należy do najlepszych polskich specjalistów od morskiego wędkowania. Oto jego opinia o łowisku oraz zdjęcia przedstawiające przebieg wyprawy. Następny wyjazd na Sulę rusza w sierpniu i już planujemy kolejne terminy na sezon 2020. Zapraszamy!
Każda wyprawa do Norwegii jest przygodą. Ta kwietniowa również tak się zapowiadała. Wyjazd jako przewodnik z 34 wędkarzami na wyspę Sula w poszukiwaniu okazałych ryb - to brzmiało bardzo ekscytująco. Jadę!
Podróż lądowa do Norwegii ma swoje plusy i minusy. Do niewątpliwych jej walorów zaliczyć trzeba zmieniające się za oknami piękne krajobrazy. Kiedy wyjeżdżaliśmy z Polski żegnała nas wiosna, tak też przywitała nas Szwecja, ale gdy dotarliśmy do Norwegii za oknami widzieliśmy coraz więcej symptomów zimy, od śniegu, poprzez lód i wędkarzy z niego łowiących, aż po doskonale utrzymane trasy narciarskie. Cóż, kraj Wikingów od zawsze cechował się surowością i różnorodnością, może właśnie dlatego tak bardzo uzależnia?
Nasza podróż wygodnym autokarem minęła dość szybko. Samochodem było by co prawda jeszcze szybciej, ale autokar zapewnia większy komfort. No i nikt nie musi osobiście prowadzić co przy takich odległościach, potrafi być męczące. Czas spędzony w podróży był więc okazją do integracji, w końcu, pomimo oczywistych różnic pomiędzy uczestnikami, połączył nas jeden wspólny mianownik - pasja zwana wędkarstwem. Już w drodze, zdając sobie sprawę z tego jak zmienna potrafi być aura w Norwegii, często przeglądaliśmy portale pogodowe, a te na szczęście wskazywały, że czeka nas sześć dni doskonałych warunków atmosferycznych. To rzadkość w Norwegii.
Ostatni etap podróży na „naszą” Sulę to godzinna przeprawa promowa. Gdy mijaliśmy liczne wyspy, zatoki i fiordy, wielu z nas oczyma wyobraźni już zarzucało tam swoje zestawy. Ale na to jeszcze trochę musieliśmy poczekać. Zakwaterowanie i przydział łodzi odbyły się zaraz po przyjeździe (przy tak dużej grupie było z tym trochę zamieszania), a następnie przystąpiliśmy do omówienia sprawa bezpieczeństwa - jest to absolutnie obowiązkowy punkt wypraw organizowanych przez Eventur Fishing. Kiedy przebrnęliśmy przez ten obowiązk, nie pozostało już nic innego jak tylko delektować się surowością norweskiej przyrody i oddawać się naszej pasji!
W czwartek rano motorówki, jedna po drugiej, opuszczały port Suli. Ponieważ wielu uczestników wyprawy regularnie jeździ na wyspę, łodzie szybko rozpierzchły się w różnych kierunkach. Jedni wybrali płytsze łowiska pomiędzy wyspami, celem drugich było otwarte morze i miejscówki, które dostępne są tylko przy sprzyjających warunkach pogodowych. Na meldunki o wynikach musieliśmy poczekać do wieczornego powrotu z wody, a miejscem wymiany informacji stało się stanowisko do sprawiania ryb. Tam codziennie mogliśmy przekonać się, kto lepiej wytypował łowiska. Największą rybą pierwszego dnia był 30-kilogramowy halibut, który zaatakował moją przynętę. Choć ryba rekordowa nie była, to jednak złowienie jej na kij o ciężarze wyrzutowym do 85 gramów było dość wyjątkowe. Poza niebrzydkim halibutem grupa poławiła rdzawce, dorsze, plamiaki, molwy, brosmy, czarniaki, trafiło się też kilka zębaczy i żabnica. Następne dni upływały na odkrywaniu i penetrowaniu kolejnych miejscówek, których wokół Suli jest co niemiara. Co jakiś czas nasze przynęty atakowane były przez bardzo duże halibuty (kilka spotkań z rybami +50 kg), ale jak to zwykle bywa, wygrywały one walkę z wędkarzami, a właściwie ze słabościami ich zestawów. Otwarte morze darzyło też ładnymi molwami i dorszami. Te pierwsze osiągały masę niemal 10 kg, choć kilku naprawdę dużych także nie udało się wyholować. Przez cały turnus mieliśmy rewelacyjną pogodę. To sprawiało, że mogliśmy pływać na dwie tury: poranną i wieczorną. Rozdzielał je obiad i krótka przerwa na wypoczynek.
Podsumowując krótko wyjazd śmiało mogę powiedzieć, że wody wokół Suli to łowiska wprost rewelacyjne. Niewątpliwym ich plusem jest niewielka odległość od bazy. Do najbliższych dobrych miejsc dostawaliśmy się w 10-15 minut. Do najodleglejszych docieraliśmy w 45-50 minut. W sumie złowiliśmy około 20 halibutów, a drugie tyle wygrało z nami walkę, w tym kilka prawdziwych „potworów”. Poławialiśmy jak zwykle piękne i waleczne rdzawce. Sporo było dorszy i plamiaków. Kilka zębaczy, żabnic i ładnych molw to również dowód na bioróżnorodność tych wód. Poza tym łowiliśmy jeszcze brosmy, karmazyny i czarniaki. Osobiście zaskoczyła mnie ilość halibutów, które w tym okresie tam przebywają. Dotychczas uważałem, że dużo lepsze są łowiska północnej Norwegii. Cóż, jak widać żyłem w błędzie. Trzeba będzie lepiej przyłożyć się do tych ryb w przyszłym roku. Wędkarz uczy się całe życie.
Poza położeniem, bezsprzecznym atutem bazy wędkarskiej, która na prawie tydzień stała się naszym domem, jest jej standard. Od miejsca zakwaterowania, poprzez świetlicę, fileciarnię i chłodnię, aż do łodzi, których mieliśmy do dyspozycji aż 11! Aluminiowe i bezpieczne jednostki wyposażone były w pełną elektronikę i silniki o mocy 50 i 70 KM. W dobrych warunkach może z nich łowić czterech wędkarzy na raz.
Miłym zaskoczeniem, a jednocześnie sympatyczną niespodzianką, był klimatyczny koncert muzyki folkowej, który odbył się w bazie na Suli. Julie, Andreas i Michalis sprawili, że przez kilka chwil mogliśmy poczuć się jak w filharmonii. Słuchanie tego rodzaju muzyki na żywo i w wyjątkowej scenerii, musi na zawsze odcisnąć piętno w naszej pamięci! Oczywiście „after party” nie mogło odbyć się bez nas :)
Wszystko co dobre kiedyś się kończy, tak też było z naszą wyprawą na Sulę. Droga do Karlskrony to ładowanie akumulatorów zapierającymi dech w piersiach norweskimi widokami, przerwa na zakup pamiątek w Dombas i wizyta na skoczni olimpijskiej w Lillehammer. Przez to trasa powrotna nie była monotonna. Później był prom do Polski i to czego nie lubię najbardziej – pożegnania!
Część z uczestników kwietniowej wyprawy wyraziła chęć kolejnego wyjazdu na wyspę w sierpniu. Wielu deklaruje swój wyjazd w przyszłym roku, a to jest najlepsza recenzja tego co Sula może morskiemu wędkarzowi zaoferować!
Dziękuję wszystkim, z którymi mogłem spędzić te kilka dni w kraju, który pod wieloma względami jest dla mnie rajem. Wędkarstwo to nie tylko ryby, znacznie ważniejsi są ludzie. Dzięki pasji, która pochłonęła mnie wiele lat temu, poznaję zupełnie wyjątkowe osoby! Wojtkowi dziękuję za rysunek, będzie mi on przypominał niezapomniane chwile spędzone z Wami na Suli. Wraz z upływem czasu i powracającą tęsknotą za Norwegią, coraz częściej będę na niego zerkać.
Do zobaczenia następnym razem!
Mariusz Getka
07.05.2019